Wywiad z Kamilem Stachyrą (KL)

©Fot. Łukasz Kaczanowski

Kamil Stachyra (Motor Lublin): Oby nasza passa trwała jak najdłużej

 
– Ciężko powiedzieć kto jest obecnie głównym faworytem do awansu. My skupiamy się wyłącznie na każdym kolejnym spotkaniu. Najważniejszy jest najbliższy rywal – mówi Kamil Stachyra, pomocnik Motoru Lublin. W minioną sobotę żółto-biało-niebiescy odnieśli siódme z rzędu ligowe zwycięstwo.
 

Pokonaliście w sobotę Podlasie Biała Podlaska 3:1, ale zwycięstwo nie przyszło wam łatwo.
W pierwszej połowie słabo to wyglądało z naszej strony. Natomiast po przerwie znowu pokazaliśmy, że nie tylko liczy się wyjściowa jedenastka, ale cała drużyna. Mamy mocną ławkę rezerwowych, która przyczyniła się do odmiany losów spotkania.

Skąd taka przewaga Podlasia przed przerwą?
Ciężko powiedzieć. Wiemy, że te drużyny, które walczą o utrzymanie, przyjeżdżając na Arenę Lublin będą się broniły i będą chciały kontrolować spotkanie. Po prostu to my zagraliśmy słabo przed przerwą, ale dobrze, że mecz trwa 90 minut.

Przed wami teraz starcie w Rzeszowie ze Stalą i z pewnością jesteście żądni rewanżu za porażkę przed własną publicznością 0:1 w rundzie jesiennej.
Zgadza się. Jedziemy tam po wygraną. W zasadzie to nie patrzymy na to, kto jest naszym rywalem. Chcemy wygrać każdy mecz, niezależnie od przeciwnika.

Masz za sobą przeszłość w Stali. Mecze z tą drużyną są dla ciebie szczególne, czy za dużo czasu minęło od twojego pobytu w Rzeszowie, żebyś podchodził do nich sentymentalnie?
Mam przyjaciół w stolicy Podkarpacia i jestem z nimi w kontakcie. Część z nich to byli zawodnicy Stali. Często rozmawiamy. Mój okres w Rzeszowie wspominam bardzo pozytywnie. Szkoda, że był to tylko rok, ale tak się wszystko potoczyło. Czy to szczególny mecz? Najpierw wychodzimy na murawę po trzy punkty, a po ostatnim gwizdku można pogadać ze znajomymi.

Kto jest dla ciebie teraz głównym faworytem do awansu?
Ciężko powiedzieć. My patrzymy na siebie i chcemy nadal kroczyć zwycięską ścieżką.

Kroczycie od zwycięstwa do zwycięstwa. Powrót nadziei na awans jest w pełni uzasadniony.
Szczerze mówiąc, to skupiamy się wyłącznie na każdym kolejnym spotkaniu. Najważniejszy jest najbliższy rywal. Oby nasza passa trwała jak najdłużej. Szkoda, że po drodze z powodu urazu wypadł Radek Kursa.

Czyli w szatni nie ma euforii i „napinania się?
Nie możemy się wzajemnie „pompować”, bo to nie o to chodzi.

Ale macie świadomość tego, że jesteście coraz bliżej przeciwników zajmujących czołowe miejsca w tabeli?
Tak, chociaż nie ma co zbyt często patrzeć w tabelę. Wiemy, co działo się w poprzedniej rundzie, dlatego skupiamy się na sobie.

W zeszłym tygodniu odnieśliście dwa zwycięstwa, awansując przy tym do finału Okręgowego Pucharu Polski.
Bardzo się cieszymy, że pokonaliśmy Avię i przeszliśmy do następnej rundy. Zero z tyłu i zero kontuzji – to było najważniejsze w ostatnich meczach.

Chęć zdobycia Pucharu musi być w was duża, bo w ostatnich latach często docieraliście do finału, ale czegoś brakowało do końcowego triumfu.
Zgadza się. Każde zdobyte trofeum jest ważne, bo poprawia morale drużyny. Dzięki pucharom zespół nabiera pewności siebie. W dodatku, później możemy zmierzyć się z reprezentantem wyższej klasy rozgrywkowej. O ile dobrze pamiętam, to Chełmianka zagrała ostatnio w Pucharze Polski na szczeblu centralnym z Siarką Tarnobrzeg. Tego typu rywalizacja to też fajna sprawa.

Morale drużyny już chyba teraz są dość wysokie po tak dobrym początku wiosny.
Uważam, że już w okresie przygotowawczym były. Dało się to odczuć od pierwszego meczu. Wszyscy trzymamy się razem i tak powinno być.

Trener Sasal zapowiadał, że będziecie grać ofensywnie w każdym meczu i nie rzucał słów na wiatr.
Owszem, trener się nie pomylił się. Wygrywamy wysoko, choć nie mamy żadnego egzekutora. No chyba, że Artur Gieraga może za takiego uchodzić (śmiech). Nieważne jednak kto strzela, tylko liczą się końcowe rezultaty. W każdym meczu inny zawodnik może błysnąć formą, tak jak np. „Juri” (Slaven Jurisa – red.) w spotkaniu pucharowym z Avią.

Źródło: Kurier Lubelski

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*