Konrad Nowak: Rano sprzedaje mieszkania, wieczorem strzela gole

Przed południem Konrad Nowak sprzedaje i wynajmuje mieszkania. Wieczorami i w weekendy strzela gole.

Nieruchomościami zajmuje się od roku. Nie kończył w tym celu żadnej szkoły, uczy się przez praktykę, między treningami. – Udaje się to godzić. Zajęcia w klubie zaczynają się o 16.30,  konferencja dotycząca przedsiębiorczości rodzinnej od 9 do 15, więc spokojnie się wyrobię – mówi Konrad Nowak. Do biznesu wciągnął go brat, który wraz z kolegą założył biuro nieruchomości. Znajomy nie mógł już dłużej prowadzić interesu, więc gracz Motoru odkupił udziały i zaczął się wdrażać. Dziś z tym wiąże swoją przyszłość. – Ziemi na świecie nie przybywa. Powstają coraz większe budynki, popyt i podaż rosną – opowiada. Nadchodzącą przerwę w rozgrywkach 32-latek zamierza wykorzystać, by wziąć udział w jeszcze większej liczbie konferencji i szkoleń.

Gole dla ojca

Posiadanie firmy w Lublinie było jednym z głównych powodów, dla których zdecydował się tego lata podpisać kontrakt z Motorem. Nowak czuje się związany z miastem, w którym się urodził i wychował. W wieku dziesięciu lat stawił się na treningu Lublinianki razem ze 120 innymi dzieciakami. Wielkiego talentu nie miał, ale wyróżniał się zawziętością. Na zajęcia prowadzał go ojciec, któremu dzisiaj dedykuje bramki. W sierpniu do napastnika Motoru dotarła wiadomość o jego śmierci. Był na nią przygotowany, bo tato od dawna chorował. Grali wtedy mecze w środę i sobotę, więc opuścił oba, ale w następny poniedziałek stawił się na treningu. – Nie można siedzieć w domu i użalać się nad sobą, tata na pewno by tego nie chciał. Wyszedłem więc na boisko, zostawiłem wszystko za sobą i wykonywałem swoją robotę – przyznaje napastnik.

Początki w Motorze nie należały więc do najłatwiejszych. Trafił do klubu po kontuzji i od razu rozpoczął trudny okres przygotowawczy. Odbiło się to na dynamice, a że rywala do miejsca w składzie miał nie byle jakiego, to długo musiał się godzić z rolą rezerwowego. Dmytro Kozban regularnie strzelał gole, więc trener Marcin Sasal nie miał powodów, by zmieniać hierarchię. Nowak wchodził w drugiej połowie i starał się pokazać co potrafi. A o tym, że potrafi wiele, w Lublinie wiedzą. W poprzednim sezonie był podstawowym piłkarzem pierwszoligowej Wisły Puławy. W III lidze nawet dwadzieścia minut wystarczyło mu, by strzelić dwa gole.

Alkohol w gabinetach

Ostatnie dwa spotkania zaczął już w pierwszym składzie i pokazał, na co go stać, zdobył pięć bramek. – Nie będę udawał, że nie zwracam uwagi na klasyfikację strzelców. Moim celem jest ją wygrać, po to się trenuje, by być najlepszym – przyznaje Nowak.

Folklor niższych lig jest mu doskonale znany. W wieku 18 lat zadebiutował w ekstraklasie w barwach Górnika Łęczna, ale ostatecznie nie udało mu się przebić i musiał próbować swoich sił w słabszych klubach. Trafił do drugoligowej wtedy Jagiellonii Białystok, ale przez kontuzję więzadeł stracił pół roku i nie zdołał przekonać do siebie Ryszarda Tarasiewicza. Po tamtym okresie pozostał niedosyt, ale i sentyment. – Całe miasto żyło piłką, w dzień meczu wszyscy chodzili w klubowych barwach. O trenerze złego słowa nie dam powiedzieć. Ma swoje metody, ale można było do niego przyjść z każdą sprawą, zawsze był szczery i nie oszukiwał – wspomina Nowak. Tak różowo nie było w Avii Świdnik czy Stali Kraśnik. Prezesi często obiecywali premie za pokonanie topowych drużyn, ale nie mieli w zwyczaju wywiązywać się z obietnic. – Czasami wchodząc do klubu można od razu poczuć alkohol od lokalnych działaczy. Za boiskiem rośnie kukurydza, a przez murawę przebiega ścieżka. Takie uroki mniejszych miejscowości – mówi 32-latek.

Medal na piasku

Trawiasta odmiana piłki, to nie jedyna, z jaką styczność miał doświadczony napastnik. Kilkanaście lat temu zebrał się ze znajomymi i pojechał na pierwsze mistrzostwa Polski w beach soccerze.  Wyjazd był udany, ekipa wróciła do domu z brązowym medalem. Zajawka pozostała na dłużej. Kilka lat z rzędu w wakacje pakował torbę i ruszał nad Bałtyk, gdzie rozgrywane były najważniejsze turnieje w Polsce. Zabawa była świetna, ale w pewnym momencie Nowak musiał powiedzieć: pas. Łączenie gry na trawie z kopaniem na plaży okazało się niemożliwe. Jednak umiejętności nabyte na piasku przydają się do dzisiaj. – Do przewrotek nie ma wielu okazji, ale czasem trzeba uderzyć szpicem, zastawić się i szybko oddać strzał. Zupełnie jak na plaży – mówi zawodnik.

Po ośmiu latach w Wiśle Puławy, z którą przeszedł drogę od trzeciej ligi do pierwszej, osiadł na starych śmieciach i chce powtórzyć to samo z Motorem. Ma plany na przyszłość, pomaga też żonie, która prowadzi ośrodek dla niepełnosprawnych dzieci. W tym wszystkim znajduje jeszcze wystarczająco czasu na piłkę, by przewodzić klasyfikacji strzelców i prowadzić żółto-biało-niebieskich do awansu.

źródło: Przegladsportowy.pl

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*