Dawid Kamiński: Ciężko pracuję na boisku

We wtorek nowym zawodnikiem Motoru Lublin został Dawid Kamiński. Były zawodnik m.in. Wisły Kraków czy Widzewa Łódź ma wzmocnić rywalizację w ofensywie lubelskiej ekipy. – Przed przyjazdem Adrian Olszewski zachwalał klub. Wszystko się sprawdziło i cieszę się, że tu jestem – przyznaje zawodnik.

W lipcu podpisałeś kontrakt z Chojniczanką Chojnice, a już na początku września zostałeś zawodnikiem Motoru Lublin. Jak do tego doszło?
Dołączyłem do Chojniczanki, ale zarząd klubu wkrótce potem zmienił koncepcję zespołu. O tym, że w Chojnicach chcą ze mną rozwiązać kontrakt dowiedziałem się pod koniec sierpnia. Miałem propozycje z innych klubów, między innymi z pierwszej, drugiej ligi. Pytało o mnie również wielu trzecioligowców. Propozycje te jednak nie były dla mnie satysfakcjonujące. Zgłosił się po mnie także Motor i nie zastanawiałem się długo nad tą ofertą.

Adrian Olszewski miał wpływ na twoją decyzję? Graliście ostatnio wspólnie w KSZO Ostrowiec Świętokrzyski.
Tak, dobrze znam się z Adrianem i dzwoniłem do niego przed przyjazdem. Bardzo chwalił klub. Opowiadał, że warunki są świetne, jest organizacja na wysokim poziomie, bardzo dobre boiska do trenowania. Sam oczywiście też miałem jakieś informacje o Motorze, bo w poprzedniej rundzie graliśmy w tej samej lidze. Wiedziałem, że jest tu dobry stadion, drużyna zawsze gra o najwyższe cele. Po przyjeździe wszystko się sprawdziło i jestem z tego bardzo zadowolony.

Tak jak mówisz Motor gra zawsze o czołowe miejsca w tabeli, ale na tobie słowo „presja” chyba nie robi wrażenia?
Zgadza się, praktycznie w każdym klubie, w którym grałem, walczyło się o sukcesy. Kiedy byłem zawodnikiem Wisły Kraków, to klub bił się regularnie o mistrzostwo lub europejskie puchary. W Termalice celem był awans do Ekstraklasy, który zrealizowaliśmy. W Rakowie Częstochowa chcieli dostać się do I ligi, a o presji w Widzewie Łódź chyba nawet nie muszę wspominać. KSZO Ostrowiec Świętokrzyski może nie jest kandydatem do awansu, ale to też jest gdzieś w sferze marzeń klubu.

To przy jakiej największej widowni grałeś?
Na Widzewie, to był mój debiut przed własną publicznością. Graliśmy z Motorem Lubawa, a na trybunach było ponad 17 tysięcy kibiców. A potem takie frekwencje utrzymywały się w zasadzie co dwa tygodnie. Wiem, że Motor też gra przed sporą widownią i bardzo mnie to cieszy.

Na „szerokie wody” wypłynąłeś w Wiśle Kraków i od razu zacząłeś „z wysokiego C”. Debiut w bardzo młodym wieku, mistrzostwo Centralnej Ligi Juniorów… to wysoko zawieszona poprzeczka.
Do Wisły trafiłem jako bardzo młody chłopak, przeszedłem większość szczebli juniorskich. Faktycznie, w Młodej Ekstraklasie grałem mając 16 lat, niewiele później byłem już w Ekstraklasie…

Grałeś, nie byłeś!
Grają zawodnicy, którzy mają po 100 meczów. Ja byłem. Ale gdyby w moim debiucie, z Polonią Warszawa, Cwetan Genkow dał mi piłkę do pustej bramki, to kto wie, jakby się to potoczyło! (śmiech) Potem przyszło mistrzostwo w Centralnej Lidze Juniorów. W jednym spotkaniu z dwumeczu wygraliśmy 10:0. Ten wynik nie był zaskoczeniem, bo większość składu tworzyli zawodnicy, którzy regularnie występowali już w piłce seniorskiej w III lidze, w tym ja. Zresztą byliśmy wtedy trochę zdziwieni, że Cracovia zaszła tak daleko, bo już na poprzednich etapach miała duże problemy, żeby przejść dalej. W półfinale przegrali pierwszy mecz bodajże 3:5.

„Najmłodszy polski ligowiec Wisły w erze Bogusława Cupiała”. Tak pisały o tobie kiedyś media. Zostałeś nawet bohaterem programu „FIFA Young Talents”.
Ten program to była jakaś pomyłka! (śmiech) Cały czas muszę się z tego tłumaczyć, w każdym klubie śmieją się z tego w szatni. A to było tak: Wisła Kraków w sezonie 2011/2012 awansowała do Ligi Europy. O każdym klubie, który brał udział w rozgrywkach przygotowywano wtedy jakiś materiał, żeby przedstawić klub kibicom zza granicy. U nas chcieli pokazać, że Wisła jest drużyną, w której stawia się na młodych zawodników. Jak nagrywali reportaż, to ktoś powiedział, że mam ładne buty i dlatego mam pokazać kilka sztuczek i opowiedzieć coś o sobie i drużynie. Na tym temat się zakończył. Minęły chyba z dwa lata i nagle w Internecie pojawił się ten słynny filmik… To chyba będzie się za mną ciągnęło już do końca gry w piłkę (śmiech).

Jak to jest z twoją pozycją na boisku? Mówi się, że jesteś napastnikiem, bocznym napastnikiem, skrzydłowym, bocznym pomocnikiem… Gdzie czujesz się najlepiej?
To zależy od trenera, drużyny i taktyki, którą gramy. W jednym klubie miałem za zadanie schodzić z boku do środka i robić miejsce dla obrońcy, wtedy rzeczywiście wyglądałem jak lewy napastnik. Grałem też jako typowy boczny pomocnik. Poza tym zaliczyłem wiele meczów jako klasyczna „dziewiątka”, wysunięty napastnik. To trudna pozycja, żeby strzelać bramki musisz mieć za sobą dobrą drużynę. Czuję się dobrze zarówno w pomocy, jak i w ataku. Nie robi mi dużej różnicy, gdzie gram. Przede wszystkim uważam się za zawodnika, który dużo biega i ciężko pracuje na boisku.

Miałeś już okazję obejrzeć miasto?
Tak, byłem z Adrianem Olszewskim i Andrzejem Sobieszczykiem na kawie w centrum. Lublin jest naprawdę bardzo ładny i zadbany. Cieszę się, że tu zamieszkam!

 

Źródło: motorlublin.eu

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*