Co oznacza wejście Jakubasa

(fot. Tomasz Lewtak)

W czwartek spadł nam kamień z serca, bo wreszcie domysły pod tytułem „kiedy Jakubas wejdzie do Motoru?” dobiegły końca. Zbigniew Jakubas jest nowym inwestorem, a dla Motoru powinny być to lepsze czasy.

Osobiście jednak uważam, że pieniądze, które pójdą na pierwszy zespół nie są tutaj największym plusem całej sytuacji. Zapowiedź potężnych inwestycji w akademie powinna ucieszyć kibiców najbardziej. Dlaczego? Bo to jest coś, co zostanie na lata. Jeśli udałoby się stworzyć ośrodek na miarę tego, co Legia zbudowała w Grodzisku Mazowieckim, a taki jest plan, to byłoby super. Raz, że czymś takim mogą się pochwalić najlepsze kluby w kraju, a dwa, że w przeciwieństwie do Legii, Lecha czy teraz Wisły i Cracovii, wszystko miałoby miejsce niemal w centrum miasta, przy Rusałce. Wiemy nie od dziś, że nie ma takich pieniędzy, których nie da się zmarnować. Jednak zbudowane boiska i ośrodek to byłaby trwała rzecz, która służyłaby klubowi przez wiele lat. Zresztą nie tylko klubowi, bo można byłoby na tym zarabiać, np. wynajmując innym klubom. Przy okazji skończyłoby się trenowanie po orlikach na Lwowskiej, Tumidajskiego, Grabskiego czy gdziekolwiek indziej. Podobnie sprawa miałaby się w zimie, a powiedzmy sobie szczerze, że koszta wynajęcia sal dla najmłodszych grup, to naprawdę spore pieniądze w skali całego okresu zimowego.

 

Potrzebne od zaraz

Wiadomym jest, że na pierwszy rzut pójdą sprawy sportowe. Skoro Jakubas chce od razu awansu do I ligi, to już bardzo dobrze. Patrzmy na poprzednich mistrzów naszej grupy III ligi. Garbarnia zrobiła awans rok po roku, Resovia jest wysoko, Stal też bardzo dobrze zaczęła. Dlatego nie ma na co czekać, tylko od razu się bić o awans, po kilku wzmocnieniach. Poza tym jednak czas na budowę profesjonalnie działającego klubu, w którym będą pieniądze nie tylko na ściąganie piłkarzy z całej Polski. Zdecydowanie przydałaby się osoba dyrektora sportowego. Na dzisiaj sprawami sportowymi zajmuje się trener Mirosław Hajdo. Moim zdaniem to dobry trener, którego bronią wyniki, ale uważam, że w profesjonalnym klubie – a do tego dążymy w Lublinie – musi być ktoś, kto zajmie się organizacyjno-papierkową stroną spraw sportowych. Kontrakty, skauting, obserwacje – to powinno przejść na dyrektora i zbudowaną przez niego siatkę ludzi pracujących dla klubu. Zresztą ktoś musi nadzorować pracę trenera, a jak sam prezes Majka powiedział rok temu, on na sprawach sportowych aż tak się nie zna, więc zostawia trenerowi, czyli de facto nie jest w stanie fachowo rozliczyć swojego podwładnego. No i trzeba zacząć od marketingu klubowego. Do tej pory frekwencja trzech tysięcy widzów na mecz była takim celem, co dwa tygodnie. Przy lepszych meczach można było marzyć o czterech, maksymalnie pięciu tysiącach. Tyle że były to incydentalne przypadki, może dwa razy na sezon. Teraz weszliśmy na poziom, gdzie jest kilka ciekawych ekip. Może być taki scenariusz, że do Lublina zawitają: Widzew, GKS Katowice, Resovia, Stal Rzeszów, Stal Stalowa Wola, Olimpia Elbląg, Elana Toruń i Śląsk II Wrocław. Brzmi znacznie lepiej niż kolejne wizyty Sokoła Sieniawa czy Wólczanki, nic nie ujmując tym dwóm klubom. Skoro tak, trzeba tego kibica ściągnąć na stadion. Tutaj potrzebna jest promocja na masową skalę na mieście. Plakaty, banery, ogłoszenia, akcje promocyjne. Krótko mówiąc klub musi zrobić tak, żeby każdy w Lublinie wiedział, kiedy jest kolejny mecz Motoru!

Gdy rozmawiałem kiedyś z prezesem Bartnickim, ten się chwalił ogłoszeniami na stronie MPK, bo tam dużo ludzi wchodzi rozkład sprawdzić. Za jego kadencji też były kompletnie nieudane banery reklamowe z Pawłem Kaczmarkiem w szarych kolorach… Niestety przeciętny lublinianin nie wie, kim jest Paweł Kaczmarek, a szarość nijak się z Motorem nie kojarzy. Skąpstwo ówczesnego prezesa było takie, że pracownicy marketingu – których w klubie nie ma – za jego plecami drukowali plakaty, oferując firmie barterowe korzyści!

Do tego nie może być tak, że klub ogłasza konkurs na koszulkę jubileuszową, wyłania zwycięzcę, a później projekt zostaje po prostu zmaltretowany. To co klub zamówił finalnie i sprzedaje obecnie za cenę 110 złotych jest niestety nieudaną „podróbką” wersji zaproponowanej przez zwycięski projekt kibiców. Powiedzmy sobie szczerze, sama zmiana szaty jest jednym skandalem, a drugim jakość. Ponad stówa za 100% poliestrowego materiału to naprawdę gruba przesada. Chyba każdy wolałby odwzorowany projekt, wykonany w dobrym materiale, który nawet kosztowałby 200zł albo i więcej. W końcu 70-lecie ukochanego klubu jest raz i można się szarpnąć, żeby sobie sprawić ładną koszulkę. Zresztą, kto śledzi Twittera, polecam użytkownika Piłkarski Leniwiec, który jakiś czas temu stworzył alternatywną wersje koszulki jubileuszowej. Prostota, ale pokazująca, że niewiele trzeba, by stworzyć coś wartościowego.

 

Niepotrzebne słowa

Przy tym wszystkim widzę jeden minus. Kompletnie niepotrzebna była wypowiedź na temat kibiców. Rozumiem, że mogły mu się bluzgi nie podobać na meczu z Koroną czy jakimkolwiek innym, ale mimo wszystko bez sensu, nawet z czysto marketingowego, względu były słowa – niewielkiej, ale jednak – krytyki środowiska kibiców. Odniesienie do Realu, Barcelony czy Bayernu też uważam za bezzasadne. Gdyby u nas była okazja oglądać, co tydzień Leo Messiego czy Roberta Lewandowskiego pewnie skupilibyśmy się na oglądaniu popisów piłkarskich.

 

R.

1 Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*