Wywiad z Pawłem Maziarzem.

Wreszcie rozpoczynamy nowy sezon. Przed nami trudny mecz wyjazdowy w Pruszkowie. Nim jednak piłkarze wybiegną na boisko, cofnijmy się do czasów sprzed kilkunastu lat, kiedy drużynę Motoru prowadził szkoleniowiec Ryszard Kuźma. O tym okresie opowiedział nam trochę Paweł Maziarz, wychowanek Motoru, niezwykle ceniona postać w naszym środowisku a trochę zapominana przez sam klub. No to zaczynamy.
 
Witaj Paweł, dziękujemy, że zgodziłeś się na rozmowę. Na wstępie zapytam odwiedzasz czasami naszą stronę?
– Witam wszystkich. To ja dziękuję za pamięć wśród kibiców o mojej skromnej osobie, a co do pytania, to odpowiedź jest twierdząca.
 
Niewątpliwie największym sukcesem w Twojej karierze był awans na szczebel centralny. Jak wspominasz atmosferę drużyny z lat 2007-2009?
– Do tej pory ciężko mi uwierzyć, że przy takiej organizacji w klubie zdołaliśmy awansować do 2 ligi. W klubie brakowało wszystkiego, począwszy od boiska do treningu. Gdy padał deszcz musieliśmy trenować za bramkami albo szukać boiska poza Lublinem. Za to atmosfera w drużynie była bardzo dobra. Byliśmy zgraną paczką zarówno na boisku, jak i poza. Duży wpływ na to miał pewnie fakt, że w klubie było wielu wychowanków, dla których gra w Motorze była spełnieniem dziecięcych marzeń. Niestety przez sytuację finansową i ciągłą walkę z zarządem o zaległe pensje, nie mogliśmy skupić się tylko na grze w piłkę. Myślę, że przez to wszystko wyniki nie były takie, jak tego oczekiwaliśmy my i kibice. Co nie zmienia faktu, że był to dla mnie wspaniały okres w życiu.
 
Tyle lat upłynęło a w Lublinie wciąż kibice wspominają Ryszarda Kuźmę. Jak oceniasz pracę tego szkoleniowca w Motorze? Jakie miał podejście do was do zawodników? Jak wspominasz treningi z tych lat?
– Trenera Kuźmę oceniam wysoko jako szkoleniowca. To właśnie on na mnie postawił po przyjściu do klubu, za co w mojej ocenie odwdzięczyłem się na boisku. Co nie znaczy, że zawsze było między nami kolorowo. Czasami wyrażając swoje niezadowolenie z faktu braku w składzie, czy zmiany, mieliśmy nieprzyjemne rozmowy. Co do treningów to nie można mieć zastrzeżeń. No może jedynie co do punktualności trenera Kuźmy, gdy wracał z Rzeszowa. Zawsze się wtedy spóźniał i musieliśmy na niego czekać. Przy czym zawsze wtedy mówił, że złapała go ściana deszczu w Kraśniku:) 
 
Kogo z poznanych zawodników uważasz za największego „wariata boiskowego”?
– Szczerze powiedziawszy nie przychodzi mi nikt konkretny do głowy. Jeśli już miałbym kogoś wskazać, to chyba byliby to bramkarze Bartosz Rachowski i Przemek Mierzwa. Straszne nerwusy, którzy lekko podpuszczeni na treningach potrafili dusić kolegów z drużyny lub robili wślizgi z nogami na wysokości pachwin. Lecz ogólnie byli super bramkarzami i dobrymi kolegami.
 
A jak wyglądało odżywianie piłkarzy w tamtym okresie?
– Staraliśmy się w miarę zdrowo odżywiać, ale nie zawsze to wychodziło. Nie ukrywam, że zdarzało się zjeść fast-fooda, ale bez przesady. Wiadomo, że świadomość co do odżywiania nie była tak duża, jak jest teraz, ale i tak moim zdaniem nie było źle. Zwłaszcza przed meczami dbaliśmy o to, żeby zjeść coś zdrowego i odżywczego.
 
Podczas meczu z Dolcanem Ząbki w 2009 roku, ówczesna grupa ultras zaprezentowała trzy oprawy w tym jedna skierowana była do Ciebie. Spodziewałeś się takiej akcji?
– Jak już wielokrotnie powtarzałem, byłem bardzo zaskoczony, gdy zobaczyłem flagę z moją podobizną. Tym bardziej, że byłem wówczas świeżo po operacji. Do tej pory, gdy wspominam tamtą chwilę to się uśmiecham. Ta oprawa zostanie w moim sercu na zawsze i za to raz jeszcze dziękuję kibicom.
 
Czy obecność kibiców podczas meczów pomagała Ci, czy raczej nie zwracałeś uwagi na to co dzieje się na trybunach?
– Jeśli chodzi o mnie, to gra przy pełnych trybunach na Alejach Zygmuntowskich zawsze dodatkowo mnie mobilizowała. Nie znaczy to, że patrzyłem się w stronę kibiców i nie zwracałem uwagi na wydarzenia boiskowe, jednak atmosfera z trybun udzielała mi się podczas gry. Wielokrotnie było tak, że głośny doping dodatkowo nas napędzał, powodując, że nie czuło się zmęczenia. Śmiało mogę powiedzieć, że byliście naszym 12 zawodnikiem.
 
Mówi się, że kibice Motoru uchodzą za wymagającą publikę wytwarzając na drużynie dodatkową presję. Po części tak jest, ale nam przede wszystkim chodzi o to, żeby zawodnicy dawali z siebie jak najwięcej. Grałeś z różnymi ludźmi. Powiedz, jak to jest, że nie niektórzy mogą gryźć przysłowiową trawę, a pozostali walą ściemę?
– Myślę, że każdy zawodnik wychodząc na boisko chce dać z siebie wszystko. Ponadto jeśli grasz w dobrym klubie, to presja jest większa, bo każdy oczekuje tylko zwycięstw. A niestety nie zawsze się wygrywa. Nie zawsze wychodzi, a wtedy dosadna krytyka z trybun nie pomaga. Moim zdaniem wyzwiska czy bluzganie na swoich zawodników nie spowoduje, że będą „umierać” za klub. Pamiętam jak będąc jeszcze młodym zawodnikiem podczas meczu w Lubartowie kilka razy usłyszałem, że jak wrócę na Tatary to będę miał połamane nogi. Uwierzcie, że tego typu okrzyki nie pomagają, zwłaszcza, gdy się starasz, a jednak nie wychodzi. Natomiast jak najbardziej uważam, że jeżeli chcesz być piłkarzem i grać dla dobrego klubu, to musisz potrafić poradzić sobie z presją. Jeżeli tego nie umiesz, to daj sobie spokój z graniem w piłkę i zajmij się spokojniejszym zajęciem.
 
Wiem, że obecnie pojawiasz się na meczach Motoru. Co zauważyłeś pozytywnego w obecnych latach, o czym np. dawniej zawodnik Motoru mógł tylko pomarzyć?
– Myślę, że poziom organizacyjny w klubie poszedł wysoko w górę. Za moich lat w klubie brakowało wszystkiego. Teraz piłkarze mają super stadion, obiekty treningowe łącznie z siłownią na miejscu, lepiej to wygląda również marketingowo. Ja jednak nie ukrywam, że mam sentyment do stadionu z Zygmuntowskich i moim zdaniem obecni zawodnicy mogą nam pozazdrościć atmosfery na trybunach w tamtym okresie. Przypominam sobie wiele niesamowitych opraw, które do tej pory utkwiły mi w pamięci. Być może wiąże się to z faktem, że graliśmy z troszkę mocniejszymi klubami, niż nasi piłkarze teraz. Nie ukrywam, że liczę na wspaniałe widowisko na boisku i trybunach podczas meczu z Ruchem, ale to już nie ode mnie zależy:)
 
Bądź przez chwilę subiektywny i powiedz czego brakowało drużynie Motoru z poprzedniego sezonu?
– Niestety widziałem tylko kilka spotkań i to w telewizji lub przez internet, więc ciężko mi się wypowiedzieć w tym temacie. Natomiast te mecze, które widziałem, nie wyglądały źle. Może brakowało czasami siły ognia z przodu, no i przytrafiały się głupie błędy.
 
Kiedy oglądasz nasze mecze, nie masz czasem ochoty wejść na boisko i pokazać jak to się robi?
– Ochota jest, ale już nie te lata, a przede wszystkim waga:) Moim zdaniem mając na uwadze sytuację organizacyjną w klubie awans to tylko kwestia czasu.
 
Twoja kariera zakończyła się przedwcześnie. Jaki był tego powód ?
– Powodów było kilka. Ten najważniejszy to problemy zdrowotne. Podczas meczu z Wartą Poznań zerwałem więzadła krzyżowe. Do tego doszły problemy z sercem. No i sytuacja ekonomiczna w klubie, ciągłe zaległości z wypłatami i konieczność utrzymania rodziny. Wszystko to złożyło się na podjęcie decyzji o zawieszeniu butów na kołku.
 
Jesteś wychowankiem Motoru i nie licząc amatorskiej gry w KS Lublin, Motor był jedynym klubem w jakim grałeś. Nie żałujesz, że nie spróbowałeś swoich sił w innym miejscu?
– Nigdy nie żałowałem, że grałem tylko w Motorze. Za dzieciaka grając pod blokiem w piłkę marzyłem, żeby kiedyś zagrać w Motorze. I udało się, a byłem nawet kapitanem w niektórych meczach. Szczerze nigdy nie wyobrażałem sobie, że mógłbym grać w innym klubie.
 
31 lipca meczem w Pruszkowie Motor zainauguruje nowy sezon. Jakie są Twoje oczekiwania wobec nowego sezonu pod względem sportowym?
– Moje oczekiwania są podobne do większości oczekiwań kibiców Motoru. Wierzę, że w końcu 1 liga zawita do Lublina, a mecze na Arenie będą gromadzić tłumy kibiców. Liczę też na Was i super doping na każdym meczu. No i oprawy, przynajmniej takie, jak za moich lat.
 
A jak oceniasz obecną politykę transferową, w składzie pojawiło się już 8 nowych zawodników? Dużo osób liczyło na głośne nazwiska a tu proszę, trochę inny kierunek.
– Może jestem romantykiem, ale marzy mi się drużyna podobna do tej za moich lat, czyli złożona przynajmniej w połowie z wychowanków. Nie rozumiem tego, że nawet młodzieżowców musimy sprowadzać z innych klubów. Myślę, że w 2 lidze nie trzeba wielu wirtuozów piłki, tylko potrzebne jest zaangażowanie i ciężka praca na boisku. Natomiast kilku doświadczonych zawodników nie zaszkodzi. I chociaż nie do końca odpowiada mi taka polityka transferowa, to jak mamy awansować w ten sposób, niech i tak będzie.
 
I na koniec zdradź nam proszę, na którym sektorze można spotkać Pawła Maziarza?
– Niestety nie było mnie na ostatnich meczach. Nie ukrywam, że trochę obraziłem się na zarząd. Jeszcze za czasów prezesa Waldemara Leszcza dostałem złotą kartę, dzięki której miałem wstęp wolny na sektor VIP. I kiedy po pandemii chciałem z niej skorzystać poinformowano mnie, że już nie obowiązuje i nie ma dla mnie miejsca. Chociaż muszę dodać, że zaproponowano mi miejsce w innym sektorze. Jednak ta sytuacja mnie wkurzyła i odpuściłem sobie mecze na żywo. Po prostu kolejny raz dostałem kopa w dupę od władz klubu. Tak było gdy doznałem kontuzji i Pan Szkutnik nie chciał dać mi 600 złotych stypendium miesięcznie na leczenie. Klub nie zapłacił mi wtedy 5 pensji, a na operację i rehabilitację dostałem 1 000 zł. Sama operacja kosztowała 3 500 zł i gdyby nie zrzutka kibiców, musiałbym się zapożyczać. Do tego doszła farsa z karnetami. Przyjechało dwóch chłopaków i dali mi kilka karnetów do zdjęcia. Po zdjęciu karnety wzięli i dali proporczyk. A potem dowiedziałem się z internetu, że Paweł Maziarz ma już karnety na mecze Motoru. No ale postanowiłem, że od nowego sezonu biorę syna i idziemy na najbliższy mecz z Ruchem. Kto wie, może nawet kupimy bilety na sektor H:)
 
A zatem zapraszamy was do nas na sektor. Motor United!
– Dzięki i do zobaczenia. Pozdrowienia dla wszystkich Kibiców Motoru!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*