Z pamiętnika Motorowca: Motor vs Ruch – lata 80-te.

Niełatwe jest nasze życie kibicowskie, szlak po którym się poruszamy bywa kręty a piękne widoki przysłania codzienna szarzyzna. Niedostatek sukcesów sportowych, zbyt częste oglądanie meczów w III-IV ligowym wydaniu, niemożność rywalizowania z uznanymi markami kibicowskimi oraz brak lokalnego rywala, to wszystko zaczęło sprawiać, że coraz trudniej o w pełni wykorzystanie swojego potencjału, który w obecnej chwili nie wiemy gdzie ma swoje granice. Aż w końcu po tak długim okresie posuchy trafia się nam okazja, by choć częściowo rozwiązać tą zagadkę. Lada dzień do Lublina zawita 14-krotny mistrz Polski Ruch Chorzów a zarazem jedna z najlepszych ekip kibicowskich w Polsce. Goście będą wspierani przez swoje zgody a liczba wejściówek, jaką otrzymali (800) wcale ich nie zadowala. Niedziwne więc, że do tego spotkania przygotowujemy się od kilku tygodni. Mecz jeszcze się nie rozpoczął a w Lublinie znowu czuć ducha kibicowskiego. Cała wiara na nowo zaczęła się cieszyć tym, co dla wielu od dawna stało się zwykłą rutyną. Kibice przyczynili się do tego, że za chwilę w kasach klubowych zabraknie biletów.

W związku z niedzielnym wydarzeniem chcemy wam zaproponować podróż w czasie i cofnąć się na chwilę do lat 80-tych i początku 90-tych, kiedy to nasza drużyna reprezentowała Lublin na najwyższym szczeblu rozgrywek. Pokolenie kibiców z tamtego okresu miało okazję jeździć za Motorem po całej Polsce i przeżywać mecze z najlepszymi. Wtedy też Motorowcy bardzo często bywali na Górnym Śląsku i wielokrotnie mieli styczność z kibolami Ruchu Chorzów. Dzięki starszym kolegom po szalu prezentujemy wam kilka opisów z tychże czasów.

Ps. 1. Pisownię tych relacji postanowiliśmy zachować w oryginale.

Ps. 2. Prosimy o kontakt osób, które posiadają w swoich zbiorach fotografie z poniższych spotkań lub innych pojedynków z chorzowskim Ruchem.

Motor Lublin 1 – 2 Ruch Chorzów 01.05.1982

Relacjonuje kibic Motoru (Banditos): Wiedzieliśmy, że coś się wydarzy tylko nie było wiadomo na jaka skalę. Było pewne, że znienawidzone hanysy przyjadą na pewno. Dla nich to był także ważny mecz. Niedziela rano, bardzo wcześnie przyjechał pociąg z hanysami. Wysłaliśmy zwiadowcę. Nas maksymalnie 25 osób w wieku 17-21 lat, większość z Tatar, które wtedy rządziły na sektorze. Jest wiadomość: są hanysi grubo ponad setka, będą szli główną aleją przez Ludowy. W naszych szeregach konsternacja, nikt nie przewidział takiej ekipy śmierdziuchów (ha ha). Nie ma czasu na dyskusje. S. decyduje -wjeżdżamy w nich bez względu na to co będzie. Stoimy na górce koło szkoły. My ich widzimy, oni nas nie. Prowadzi ich jeden niebieski, chyba ormowiec, ale na pewno nie pies. Podkradamy się za krzaki i z okrzykiem „MOTOOR, MOTOOR!” robimy w nich wjazd. Mamy oczywiście sprzęt, bo bez tego było by ciężko. Hanysi nie podejmują walki i zaczynają spierdalać. Walę typa w łeb, a ten do mnie: ?chłopcy my do Was po zgoda przyjechali”. Nie wiem co robić, nie ja jestem od ustalania układów. Słyszy to S. i z okrzykiem ”ja Ci kurwo dam zgoda”, leje typa palągiem po łbie. Też drugi typ pada, mówię do niego zbastuj, bo go zabijesz. W końcu otrzeźwiał i pobiegł dalej. Ściągam typowi szalik, taki z 6 metrów. Teraz się rozglądam, cały teren to jedno pole bitwy. Z tym, że to chłopaki od nas stoją na górze, a hanysi leżą na glebie. Ogólnie jatka. Zajebiste wrażenie rozgonić pięć razy większą ekipę. Kierujemy się w stronę dworca naprzeciwko nam wychodzą dwie dziąuchy i mówią oddajcie nam flagę, taką szachownicę. K. kopie jedna w dupę i mówi spierdalaj! Podchodzimy pod dworzec, gdzie wyjebali hanysi. Widzimy paru przed dworcem, ale na nasz widok ewakuują się na dworzec. Za duże ryzyko aby robić wjazd na dworzec. Jedziemy na osiedle. Na szkole ?36? gramy mecz MOTOR-Ruch. Pijemy piwko i winko. Gloria w pełnym tego słowa znaczeniu. Nasze trofeum to 13-14 szali Ruchu, plus dwie flagi oraz około 15 niebieskich. W szpitalu jeden spędził pół roku w szpitalu z trepanacja czaszki. JEŻELI BĘDZIECIE CHCIELI CDN. A jest tego naprawdę dużo. 100 wyjazdów na mój ukochany MOTOR! AVE MOTOR!

Ruch Chorzów 1 – 0 Motor Lublin 06.10. 1984

Relacjonuje kibic Motoru (Czoper): Do Sosnowca na różne sposoby dociera nas kilkudziesięcioosobowa grupa ( wszystkie wyjazdy na Hanysów zaczynały się i kończyły w Sosnowcu). Oczywiście jak to w tamtych czasach bywało alkoholizacja z Zagłębiem Sosnowiec nie miała sobie równych. Kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że trzeba już jechać do Chorzowa okazało się, że na stacji Sosnowiec Południe jesteśmy tylko  we trzech – Śp. Kojak i  ziom z Sosnowca, który chwilę później spatyczał. Jesteśmy sami z Kojakiem w pociągu pędzącym do Chorzowa. Poniesieni alkoholową fantazją postanawiamy, że po przybyciu na Chorzów Batory w barwach i ze śpiewem na ustach ciśniemy na Cichą 6. Zgodnie z planem po krótkim spacerze docieramy pod stadion, kupujemy bilety i wbijamy na stadion i tu się zaczęło.. . Okazało się, że brama którą weszliśmy prowadzi prosto na sektor Ruch:) obie strony przez chwilę nie mogą ogarnąć co się dzieje a potem wszystko potoczyło się bardzo szybko a mianowicie Śp. Kojak dostaje od typa z głowy i wyrywa Go z obuwia, ja niewiele myśląc walę typa w ryj i razem lądujemy na glebie czując niezliczoną ilość kopów na całym ciele i teraz jedynym celem jest ryj tego typa, który udaje mi się nieźle rozbić. Nie wiem jak długo to trwało, ale wiem że tego dnia życie uratowała nam milicja. Po meczu zomowskie budy odwożą nas do Sosnowca. W zomowskich budach spotykamy resztę chłopaków z Lublina i Sosnowca. Po przybyciu do Sosnowca umacniamy zgodę a i jeszcze jedna ciekawostka pomimo wpierdolu barw nie tracimy. Następnego dnia Zagłębie gra z Górnikiem Wałbrzych. Oczywiście zostajemy w Sosnowcu szukając kolejnych wrażeń. Po powrocie do Lublina dowiadujemy się o losach innych kolegów np. Śp. Szary zakończył wyjazd do Chorzowa na ławce na dworcu w Katowicach a innym nie udało się opuścić Sosnowca:)

Ruch Chorzów 0 – 4 Motor Lublin 06.08.1989 (Wrocław)

Relacjonuje kibic Motoru (Z.): Stadion Olimpijski we Wrocławiu. Godz.: 17.00. Widzów: 3.000. 3 kolejka I ligi – sezon 1989/1990. Wyjechaliśmy 05.08. w nocy z Lublina w około 60 osób. W pociągu wypiliśmy w 7 osób 10 win. Wysiedliśmy w Oleśnicy i tam wszyscy się porozchodzili. My we czterech poszliśmy coś zjeść i wypić piwo. Reszta już w tym czasie pojechała do Wrocławia. Wypiliśmy po dwa kufle piwa, zjedliśmy po dwa obiady, do tego jeszcze była pepsi-cola. Pojechaliśmy we czterech do Wrocławia. Na dworcu był Śląsk. Było ich z 60 osób. Mieli nasz szalik (skasowali [go], lecz później na stadionie oddali go). Taryfą pojechaliśmy na stadion. W tym samym czasie chłopaki pogonili Ruch. Bilet na mecz kosztował 400 zł. Stadion jest niegłupi, lecz raczej przystosowany do żużla. Motor zagrał ładnie, lecz nieskutecznie. Wynik był niesprawiedliwy. Mecz upłynął [nam] na śpiewaniu non stop obelżywych piosenek na chorzowian. W przerwie przyszedł Śląsk i zrobił układ żeby razem zbić Ruch. Tych fiejów było ze 400, lecz uciekali przed nami. Po meczu milicja odprowadziła nas na dworzec, gdzie zjedliśmy, napiliśmy się i powróciliśmy do Lublina. 

Legia Warszawa 3 – 0 Ruch Chorzów 08.07.1989 (finał Superpucharu w Zamościu)

Relacjonuje kibic Legii Warszawa (Foxx): Legii ok. 400 os., Ruchu ok. 700 – 800. Niebiescy pierwszy raz wywieszają niemiecką flagę. Na dworcu kolejowym przed meczem – nasza kilkunastoosobowa grupa puszcza wolno grupę (w której były dziewczyny) z Jagiellonii. Na stadionie jedna z najbardziej charakternych akcji, jakie widziałem. W pewnym momencie na sektorze Ruchu ok. 40 osób wstało (reszta siedziała), wyrzuciło w sąsiadów zapas butelek i z okrzykiem „Motor Lublin!” rzuciło się na Chorzowian, którzy musieli się nawet cofnąć. Zanim się ogarnęli milicja oddzieliła Lublinian i posadziła w innym miejscu. Okazało się, że Motor przyjechał odnowić zgodę z Legią, u nas już wtedy był film na Lechię Gdańsk (która wydatnie wspomogła nas w Olsztynie, mimo że nie było zgody, a graliśmy z jej byłym sojusznikiem). Cały Ruch 10 min. przed końcem meczu opuścił stadion, mimo tego że milicja ich nie wyganiała. Kibice Motoru zajebiście się pokazali w awanturze z Ruchem na trybunach (proporcje – ok. 50 vs… ok. 600).

Ruch Chorzów – Motor Lublin 25.05.1991 lub 28.03.1992 (??????)

Fragment historii kibiców Ruchu (Niebiescy.pl): Na własnych śmieciach Ruch był cały czas groźny. Przekonał się o tym dobitnie Motor Lublin. Do Chorzowa zawitało ich 40. Gdy już opuścili miasto Ruchu wydawało się, że nic się nie wydarzy. Tymczasem Ruch w 60-osobowej ekipie postanowił wyruszyć na łowy za GieKSą, która też tego dnia grała mecz. Na dworcu w Katowicach przypadkiem zamiast GKS-u trafili nikogo innego, jak właśnie mieszkańców Lublina. Motorowcy uciekali po torach. Ci co zostali złapani zaliczali terror, natomiast błędem lublinian była ucieczka do opuszczonego budynku kolejowego. Z opowiadań kibiców Ruchu wynika, że działy się tam iście dantejskie sceny…

 

5 Komentarze

  1. Główne zdjęcie przed tym artykułem to nie jest zdjęcie z wyjazdu na Ruch!
    Jest to zdjęcie z wyjazdu na mecz Polska – Anglia (1:1) do Chorzowa 29.05.1993 roku.
    Na zdjęciu stoją od lewej Wembly, Starszy Historyk, Młodszy Historyk, Szefo, kuca Brelo. Szóstej osoby ze zdjęcia (w białej koszuli) nie pamiętam ksywy. Dlatego oprócz szali Motoru, szaliki Polski i koszulki z orłem.

  2. legia ruch, co za głupoty legi było ok 400 rucha ok70 nas z motoru 12 awantura przed stad jonem z ruchem na stad jonie tez się działo po meczu powrót do lublina z legią w jednym pociągu

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*